sobota, 5 września 2015

Prolog.

Ponieważ tekst jest już niejako rozplanowany, wstawiam prolog. Właściwie wklejam. Wolę go nie czytać, ponieważ zwykle początki wydają się po jakimś czasie słabe. Strasznie. Dlatego nie ponoszę odpowiedzialności za jakość tego tekstu.
P.S Pisane wspólnie z Czaletem i Rzanołkiem, jednak wklejam ja, bo one już takie są ~

Enjoy?

 Tomas przemierzał korytarze Studia z zaciśniętymi ze złości pięściami i odpychającym wyrazem twarzy. Teoretycznie nie miał powodów do wściekłości, od dnia dzisiejszego był oficjalnie uczniem tej szkoły, z niemałym wysiłkiem udało mu się zdać egzaminy. Od zawsze marzył by swoją przyszłość powiązać z muzyką, więc szansa, którą dostał, znaczyła dla niego bardzo wiele. Jednak mimo wszystko był zły. Jego rywal i wróg numer jeden o mało co tej szansy go nie pozbawił. Rozszarpanie go za wtrącanie durnych uwag i lekceważących spojrzeń było taką kuszącą opcją... ewentualnie mógłby też pomyśleć nad pozbyciem się Gregoria. W sumie ten człowiek też nie chciał go tu widzieć i wcale nie ułatwiał Tomasowi niczego. Jednak z każdym przebytym metrem Heredia powoli się uspokajał, a jego mordercze instynkty zostawały gdzieś w tyle. Do czasu, aż na horyzoncie nie zamajaczył mu Leon, a hamowana złość nie wybuchła ze zdwojoną siłą.

***

Leon chodził po korytarzu Studio. Był zły. Bardzo. Widział ostatnio jak Tomas, znienawidzona przez niego osoba, zarywa do Violetty. Pięknej, utalentowanej i bystrej dziewczyny, w której on się zakochał. Jeśli tylko spotka gdzieś Tomasa, ten debil pożałuje. Jak na komendę, zobaczył na swojej drodze Heredie. Bez namysłu podbiegł do niego. Stanął tuż przed nim i zanim ten zdążył zareagować, Leon wymierzył mu mocnego plaskacza.
-To za zarywanie do Violetty! Ona jest moja! - krzyknął Verdas.

***

Tomas nie zdążył w żaden sposób zareagować na wymierzony mu policzek. Jego zmysły zbyt wolno rejestrowały zaistniałą sytuację by, na przykład, w porę się odsunąć. Zasyczał i instynktownie przyłożył dłoń do zaczerwienionego policzka, by jakoś zminimalizować uczucie pieczenia. Popatrzył na Leona, a z jego oczu biła dzika furia i coś jakby.. zawód? W każdym razie Tomas właśnie rozważał w jaki sposób najlepiej oddać Leonowi, jednak jego rozmyślania przerwał niespodziewany krzyk, dochodzący gdzieś z końca korytarza.
- Tomas!
Chłopak instynktownie obrócił się w stronę źródła dźwięku. Zobaczył pędzącą ku nim Violettę, z przerażonym wyrazem twarzy. Viola pobiegła do niego i zaczęła przeszukiwać jego twarz w poszukiwaniu innych skaleczeń. Nie znalazłszy takich, obróciła się w stronę Leona.
- Co ty robisz?! Dlaczego niby go uderzyłeś? Zawiodłam się na tobie, Leon.
Stwierdziła, po czym odeszła, ciągnąc za sobą zdezorientowanego całą sytuacją Tomasa, który rzucił tylko jedno krótkie spanikowane spojrzenie Verdasowi. Sam nie wiedział, dlaczego to uczynił. Prawdopodobnie w wyniku szoku stracił jasność myślenia i zapomniał, że Leonowi należało by przywalić, a nie patrzeć, prosząc o wyjaśnienie tej sytuacji.

***
Leon stał chwilę w bezruchu. Stwierdził, że jeśli teraz tak po prostu odejdzie, Violetta nigdy mu nie wybaczy ataku na Heredie. Działał instynktownie, był wkurzony, jednak mimo wszystko wiedział, że trochę przesadził. Szybko stwierdził ze jednak musi cos z tym zrobić. Pobiegł więc drogą, którą podążyła jego miłość z Tomasem. Znalazł ich w sali ze sprzętem muzycznym. Tomas, jeszcze oszołomiony, siedział na krześle, a obok niego kucała Violetta przykładając mu worek z lodem do policzka.
-Ymm... Hej... - zaczął.
Tomas i Violetta byli zdziwieni jego przybyciem. Dziewczyna patrzyła na niego dość wrogo.
-Czego tu chcesz po tym co zrobiłeś? - warknęła.
-Bo... Bo ja chciałem przeprosić. Zarówno ciebie Violetto za to, że się na mnie zawiodłaś. Ale... też ciebie Tomasie. - spojrzał na chłopaka - Ja wiem, głupio się zachowałem.
Widząc, ze para milczy zaczął powoli wycofywać się z pomieszczenia.

***
-Leon stój! - krzyknął nagle Tomas, patrząc gdzieś w dal lekko tylko nieobecnym wzrokiem.
- Wybaczam ci, bo to poniekąd moja wina. Wiem ile znaczy dla ciebie Violetta, a ja chciałem ci ja odebrać.
Leon poruszył się na swoim miejscu, podczas gdy Tomas myślał intensywnie, jak dalej prowadzić tą rozmowę. Jednak w tej chwili o swojej obecności przypomniała Violetta, wtrącając się do rozmowy.
- Dobrze Leon... ale mogłeś zrobić mu krzywdę.
Dziewczyna odchrząknęła znacząco, jakby o czymś sobie przypominając.
- Naprawdę jestem dla ciebie ważna? - spytała z migoczącymi oczami. Przez twarz Tomasa przeszedł spazm bólu, który starał się za wszelką cenę ukryć. Violetta na pewno by tego nie zauważyła, zbyt była zajęta Leonem. Jednak ten stał na przeciwko Tomasa, więc mógł coś zauważyć. ,, Oni ze sobą bezkarnie flirtują... nie mogę na to patrzeć" przeleciało Heredi przez głowę, gdy po chwili podniósł się z miejsca i ruszył gwałtownie w kierunku wyjścia, unikając kontaktu wzrokowego.

***

Gdy Tomas wychodził Leon nie próbował go zatrzymywać. Teraz wszystko czego chciał to szczera rozmowa z Violettą. Bardzo długo na to czekał, chciał wreszcie wyrzucić to, co od bardzo długiego czasu leżało mu na sercu. Dziewczyna ubiegła go jednak, chwytając go za rękę i zaczynając mówić.
- Leon, to co powiedziałeś było... jestem szczęśliwa, mogąc mieć ciebie przy sobie. Jesteś wspaniałym przyjacielem. - Violetta patrzyła prosto w oczy Verdasa, wyraźnie akceptując każde słowo.
- Emm... -zaczął chłopak - To skoro nam na sobie zależy... to może... Może wybrałabyś się ze mną do kina?
Propozycja była głupia, wiedział o tym. Jednak w obecności Violi tracił swoje zwykłe opanowanie i zupełnie nie wiedział, jak ma się zachowywać i co mówić.
- No nie wiem. Bo Leon... - zaczęła dziewczyna nieco smutno.
- Ale w sobotę leci świetny film! - przerwał jej. - Zombie Apokalipsa 2! Musimy to zobaczyć!
Teraz zupełnie go już poniosło, ale podobno opłaca się ryzykować.

***

Violetta po namyśle zgodziła się. Nie lubiła tematów "zombie", wolała coś romantycznego, ale czego się nie robi dla Leona. Zależało jej na nim. Był pierwszym chłopakiem, przy którym wreszcie poczuła się wolna. Przynajmniej w takim stopniu, na jaki mogła sobie pozwolić mając nad głową wiecznie nadopiekuńczego ojca. To on pierwszy pokazał jej, że może być tym, kim chce być. Tomas też wyzwalał w niej podobne uczucia, jednak wolała go na razie zepchnąć na dalszy plan.

***


Kiedy w sobotę spotkali się pod kinem Viola była nieco zdenerwowana. Leon był taki romantyczny, nawet przyszedł po nią do domu, skąd razem udali się do kina, trzymając się za ręce. German akurat gdzieś wyszedł, więc dziewczyna nie została okrzyczana za sprowadzanie do domu gości. Jej ojciec ich nie tolerował, a już na pewno nie zgodziłby się na jakąkolwiek randkę. Reszta domowników z radością przyjęła fakt, że Violetta chciała się z kimś spotkać. Angie pomagała Violetcie wybrać sukienkę, która swoją drogą zyskała uznanie Leona. W tym momencie Viola czuła się, jakby potrafiła latać.
Film nie był najgorszy, jednak nie przypadł jej do gustu. Mimo wszystko nie mówiła nic chłopakowi, by go nie urazić. Wynudziła się okropnie przez 2 godziny i teraz liczyła na coś w zamian. Może pocałunek? Tak. To by się przydało. Zawsze chciała mieć chłopka, tak na poważnie, więc nieświadomie zastanawiała się, jakby to było być całowaną. Kiedy razem z Leonem wyszła z kina, on złapał ją za rękę.
-Violetto, właśnie coś zrozumiałem.- powiedział chłopak lekko drżącym głosem- Muszę Ci coś wyznać...
Violetta spojrzała mu w oczy, szykując się na to, co tak bardzo pragnęła usłyszeć.
-Tak?
-Ja...-zaczął, ale nie dokończył, bowiem w oddali zobaczył Tomasa, który pojawił się właściwie z nikąd.
Stał na rogu ulicy i przyglądał się im. Leon pomyślał, że to bardzo dziwne... Co chłopak tu robił? Śledził ich? Vardas zamyślił się, na kilka sekund odpływając.
-Em, Leon?- zapytała Violetta lekko zdziwiona jego milczeniem - Co się stało? Miałeś mi coś powiedzieć.
Dziewczyna zamrugała zalotnie rzęsami, próbując skupić na sobie uwagę chłopaka i niejako zmusić go do tego szczególnego wyznania.
-Nie, już nic - Wziął Violettę za rękę .- Chodźmy lepiej do domu.

***




Jestem paskudą w czystej postaci.
~Questra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz